środa, 1 grudnia 2021

Bohater czy czarny charakter? Jak antagoniści stali się aktywistami

Źródło: www.reddit.com

Kiedy John Milton napisał: „Lepiej królować w piekle, niż służyć w niebie”, nie ukrył w tej sentencji przekazu podprogowego głoszącego, że potępia to, w co ludzie ówcześnie wierzyli. Pisarz pochylił się ku sławnemu antagoniście literatury zachodniej i pewnie pomyślał coś w stylu: „Ej, Szatan miał trochę racji”. Pochodnia, którą Milton po raz pierwszy niósł dla biblijnego złoczyńcy, przeszła przez współczesną historię, by działać jako krytyka otaczającego nas świata i głębokich wad ludzkości.

Wiarygodni antagoniści zrobili od tego czasu prawdziwą furorę, zwłaszcza w XX wieku, kiedy to widzowie nie chcieli zadowolić się czarnymi charakterami, o których mówiono, że są po prostu „złe”. Odbiorcy chcieli zrozumieć wszelkie motywy, które sprawiły, że złoczyńcy przeszli na ciemną stronę mocy. Od pomszczenia osobistej zdrady po istotną krytykę społeczną – „źli” z naszych ulubionych filmów, komiksów i gier coraz częściej potrafią zatrząść moralnością audiencji. Wcześniej bohaterowie i antagoniści byli powoływani jako czarno-białe kalki, a teraz antagoniści są kreowani w tak złożony sposób, że często przyćmiewają heroicznych bohaterów.

Pomijając aktualny trend na tworzenie produkcji scentralizowanych na postaciach uznanych za kultowych antagonistów („Joker” Todda Phillipsa czy „Czarownica” Roberta Stromberga), możemy zauważyć, że ekranowi bad guys stanowią zagrożenie dla status quo, a ich motywy działania są zrozumiałe, czasami dla niektórych niepodlegające dyskusji. Czy zdarzyło Ci się zgodzić z czarnym charakterem? Antagoniści, którzy w gruncie rzeczy mają jakieś dobre strony, nie są niczym nowym. Jest to prosty sposób na dodanie moralnego odcienia szarości do kolizji czerni z bielą. Twórcy szukają realistycznego podłoża nie tylko dla rozwoju postaci i interakcji, ale także dla konfliktów.

Czy nie o to chodzi we współczesnych antagonistach? Mają dobre motywy, ale realizują je w niewłaściwy sposób? Można dostrzec w ich kreacji pewną powszechność. Mam wrażenie, że gdy twórca zda sobie sprawę, że jego czarny charakter może mieć rację, a jeszcze do tego jego działania stają się uzasadnione, dzieje się coś dziwnego. Nagle antagonista czyni coś, co jako społeczeństwo możemy uznać na gorszące. Ma to na celu obrócić publiczność przeciwko niemu. Bohaterowie, superbohaterowie zazwyczaj chronią status quo, zaś nowi „(anty)bohaterowie” zajmują się problemami świata rzeczywistego, w którym ten stały stan rzeczy bezwzględnie wymaga zmiany, a to tworzy dziwny dysonans. To nie tak, że widzowie nie lubią złożoności. Oni po prostu nie chcą być zdezorientowani tą błędną „logiką”, która w żadnym stopniu nie spaja elementów układanki tworzącej fabułę.

W efekcie dostajemy postacie takie jak Thanos („Avengers: Wojna bez granic”) kierujący się obawą przed globalnym przeludnieniem, Killmonger („Czarna Pantera”) krytykujący światowy ucisk czarnych ludzi, Ocean Master („Aquaman”) zatrwożony zanieczyszczeniami w morzach i oceanach czy Vulture („Spider-Man: Homecoming”) mówiący o nierówności klasowej.

Thanos

Źródło: www.filmweb.pl

Najłatwiej jest polemizować z Thanosem, ponieważ w swoim światopoglądzie jest on tylko połowicznie poprawny. Ma rację, martwiąc się o wyczerpywanie zasobów, ale myli się, obwiniając za to przeludnienie, a nie nadmierną konsumpcję. Jednak w filmie nikt z tego powodu nie argumentuje przeciwko niemu. Kiedy twierdzi, że jego ludobójcze traktowanie ojczyzny Gamory zamieniło planetę w raj, córka nie kwestionuje tego, a jedynie beszta ojca za jego metody. Jedyną ripostą, jaką film daje na stwierdzenie Thanosa, że przeludnienie zabije wszechświat, jest krzyk Gamory: „Nie wiesz tego!”. Trudno uznać to za przemyślany argument. Analiza nadmiernej konsumpcji angażowałaby w tę problematykę obywateli pierwszego świata, a to sprawiłoby, że zbyt wielu widzów poczułoby się niekomfortowo. Bez tych ram – jeśli jedyną dostępną przesłanką jest ta, którą prezentuje Thanos – jego stanowisko jest rzeczywiście racjonalne, a nawet konieczne, mimo że jest brutalne i związane z eugeniką w świecie rzeczywistym.

Erik Killmonger

Źródło: www.filmweb.pl

Kiedy filmy nie potrafią zaprzeczyć swoim antagonistom, uciekają się do brudniejszych zagrywek, by upewnić się, że widzowie kibicują temu, komu powinni. „Czarna Pantera” podważa gniew Killmongera na Wakandę spododowany tym, że wybrała izolacjonizm zamiast pomagać czarnoskórym ludziom na całym świecie. Mężczyzna dla osiagnięcia własnych celów z zimną krwią zabija swoją partnerkę. Produkcja ostatecznie ujawnia również, że antagonista chce stworzyć swoje własne imperium, dążąc do supremacji czarnoskórych zamiast równości. Niepokojąco staje się on wizytówką tego, czego działacze na rzecz praw obywatelskich naprawdę chcą… oczywiście tylko w opini rasistów. Polityczne żale i urazy Killmongera są również sublimowane w jego zazdrość o kuzyna, T'Challę. Ostatecznie odkrywamy, że tak naprawdę nie zależy mu na ocaleniu swoich ludzi na świecie. Kiedy T’Challa pokonuje rywala i zdobywa tron, decyduje się otworzyć Wakandę. Jednak zamiast zająć zdecydowane stanowisko wobec strukturalnej nierówności w innych narodach... buduje kilka centrów pomocy.

Ocean Master

Źródło: www.filmweb.pl

„Aquaman”, który pasuje do wielu narracyjnych elementów „Czarnej Pantery”, zastępuje problemy rasowe tymi środowiskowymi. Ocean Master chce wypowiedzieć wojnę światu powierzchni, aby uratować podmorskie królestwa przed zniszczeniem powodowanym przez mieszkańców lądu. Biorąc pod uwagę, że ryby słonowodne obecnie stoją w obliczu wyginięcia już do 2048 roku, hipotetyczny naród zamieszkujący oceany byłby w pełni uprawniony do podjęcia broni, aby odeprzeć atak na swój dom. Tak jak w „Czarnej Panterze”, Ocean Master ostatecznie odsuwa te troski na dalszy plan, by udowodnić sobie i innym, że jest prawdziwym królem w przeciwieństwie do swojego przyrodniego brata. Jego motywacja jest zredukowana do zazdrości o rodzeństwo. W odróżnieniu od „Czarnej Pantery”, film nie oferuje nawet półśrodka alternatywy dla metod swojego antagonisty. Żaden z bohaterów nie proponuje pokojowego sposobu na rozwiązanie narastającego kryzysu. Kiedy Aquaman finalnie triumfuje i zażegnuje wojnę, pytanie, co zrobi, by ocalić swoich poddanych, nie tylko pozostaje bez odpowiedzi, lecz również nie zostaje zadane.

Vulture

Źródło: www.filmweb.pl

Vulture (Toomes) jest pierwszym złoczyńcą, który wygląda, jakby głosował na Trumpa. Jawi się on jako kwintesencja „prawdziwego Amerykanina”: bezpretensjonalny, zwykły Joe, który chce zapewnić godny byt swojej rodzinie i ochronić córeczkę. Podobnie jak wielu pracowników, którzy obserwują, jak ich branże kurczą się z powodu outsourcingu czy globalizacji, jest on finansowo ograniczony po tym, jak Tony Stark odbiera mu źródło utrzymania. Antagonista uważa za niesprawiedliwe, że ktoś taki jak Stark może zbić fortunę na sprzedaży broni i w ostatecznym rozrachunku być postrzeganym jako bohater. Toomes to mężczyzna wywodzący się z klasy robotniczej, który dorobił się znacznego majątku (dzięki sprzedaży czarnorynkowej broni), a mimo to zachowuje się tak, jakby był odstawionym na boczny tor prostakiem. Klasowa niechęć sączy się przez postać. Jest on sfrustrowany nierównością społeczną oraz klasizmem, i czuje, że coś musi się w tej kwestii zmienić. W mniemaniu Toomesa, świadczy on niezbędną posługę. Taką, która równoważy szalę dla „maluczkich” w świecie coraz bardziej opanowanym przez istoty obdarzone supermocami. Widz ma postrzegać Vulture’a jako złoczyńcę. On sam uważa siebie za ofiarę. Oto ironiczny twist: Iron Man jest jak elegancka wersja miliardera z klasy robotniczej Toomesa. Ten tak zwany amerykański sen? To kulturowe kłamstwo, wygodne kłamstwo, które wmawia się nam po to, byśmy obwiniali się za nasze własne miejsce w skodyfikowanym systemie klasowym. Toomes wie o tym i niczym sęp łakomie obdziera trochę mięsa z gnijącego trupa kapitalizmu dla siebie i swoich bliskich.

Te historie – i reakcje widzów na nie – nie trafiają w próżnię. Informacje o egzystencjalnych zagrożeniach, jakie stanowią zmiany klimatyczne, stają się z każdym dniem coraz bardziej przerażające, a wiadomości o rządach, które nie robią wystarczająco dużo lub wycofują się ze składanych obietnic, również. To samo dotyczy nierówności klasowych i rasowych. W tym świetle radykalne działania stają się coraz bardziej realną perspektywą. Jednak hollywoodzkie produkcje nie mogą popierać radykalizmu. Tak więc niepokoje związane z rasizmem i globalnym ociepleniem są ostatecznie marginalizowane, a nawet odrzucane.

Milena Debrovner