poniedziałek, 14 marca 2022

Co czyni “Euforię” wyjątkowym serialem? Bez spojlerów!

Prawdopodobnie każdy słyszał już o kultowym serialu HBO. “Euforia” zdominowała rankingi najchętniej oglądanych filmów już w 2019 roku, kiedy premierę miał pierwszy sezon. Niedawno mieliśmy przyjemność obejrzeć finałowy odcinek drugiego sezonu, a liczba fanów na przestrzeni lat kolosalnie się zwiększyła. Obecnie “Euforia” jest drugim najczęściej oglądanym serialem na HBO, zaraz po “Grze o tron”. Co takiego ma w sobie ten serial, że spotyka się z tak pozytywnym odbiorem? Czy rzeczywiście “Euforii” można przypisać łatkę “wyjątkowego” serialu? 

Przyznam, że pierwszą rzeczą, która zachęciła mnie do obejrzenia “Euforii”, była informacja o głównej roli w wykonaniu Zendayi. Aktorka wcześniej znana była jedynie z produkcji Disney Channel, które pamiętałam z dzieciństwa. Byłam niezwykle ciekawa, jak wypadnie w poważniejszej produkcji, a przede wszystkim, czy podoła wyzwaniu. Aktorom rozpoczynającym przygodę filmową bądź serialową w Disneyowskich produkcjach, często uciec od rozpoznawalności ze względu na inne produkcje, niż te dla dzieci. Szczerze - wątpiłam w zdolności Zendayi i byłam przekonana, że znów ujrzę bohaterkę, która przypomni mi o czasach z dzieciństwa, ale postać Rue Bennett zagrana przez Zendaye totalnie mnie oszołomiła. Aktorka w “Euforii” przeszła samą siebie. Pokazała swój prawdziwy talent, który zaskoczył wszystkich, a potwierdzeniem jej wybitnego debiutu aktorskiego w serialu jest nagroda Emmy, którą otrzymała w 2020 roku za rolę Rue Bennett. Moim zdaniem bez wątpienia zasłużyła na tę nagrodę. Po obejrzeniu 5. odcinka drugiego sezonu “Euforii” myślę, że Zenadaya ma ogromne szanse na otrzymanie kolejnej Emmy, ale nie będę spojlerować!   

Nie każdy interesuje się serialami czy kinem do tego stopnia, żeby zwracać uwagę na ścieżkę dźwiękową, czy inne detale w produkcji. Wiele osób po prostu ogląda seans dla przyjemności, bez wnikania w szczegóły. Skupia się na fabule, aktorach, a muzyka to zwykły dodatek, który jakoś specjalnie nie zwraca naszej uwagi. Natomiast w “Euforii” muzyka nie daje o sobie zapomnieć. Ścieżka dźwiękowa z serialu cieszy się ogromną popularnością. Wiele osób uważa, że nie spotkało się do tej pory z tak dobrze dobraną muzyką do serialu. Prawdopodobnie ostatnio podobnym uznaniem cieszyła się muzyka do “Stranger Things” i w mojej opinii soundtrack “Dark” również stoi na wysokim poziomie. Co nie zmienia faktu, że ścieżka dźwiękowa w “Euforii” ma w sobie “to coś”, czego do tej pory nie zagwarantował nam żaden serial. W produkcji mamy do czynienia z wieloma różnymi utworami, ale bez wątpienia przeważają utwory Labrintha. To właśnie Timothy Lee McKenzie skradł serca fanom “Euforii”. Muzyk doskonale wpasował się w “rytm” serialu i to dosłownie! Oglądając konkretną scenę można odczuć, że została stworzona właśnie dla tej piosenki i na odwrót. Przemierzając dzisiaj Istagram, nie obejdzie się bez trafienia na instastory z muzyką z “Euforii”. Soundtrack utożsamił się z serialem, zarówno jak i z jego widzami, a także zaintrygował osoby nie mające nic wspólnego z produkcją. 

Nie każdemu przypadł do gustu styl Sama Levinsona. Zapewne dla niektórych serial wydaje się zwyczajnie niekomfortowy. Wiele odważnych scen i dość dziwne momenty, bo chyba słowo “dziwne” jest jednym z określeń najbardziej pasujących do serialu. Przede wszystkim duża koncentracja na nagości. Sama Sydney Sweeney, grająca Cassie w jednym wywiadzie wspomniała, że te sceny sprawiały jej spory dyskomfort. Głównie ze względu na to, że nie chciałaby być kojarzona z serialu tylko ze względu na odważne, rozbierane sceny. Aktorka przyznała, że nagich scen miało być o wiele więcej, natomiast przekonała Levinsona, że to nie jest konieczne i finalnie wiele nagich scen nie miało miejsca. Poza tym ogólny zamysł i styl produkcji może wydawać się nieco chaotyczny. Zwłaszcza po drugim sezonie jesteśmy postawieni pod wieloma znakami zapytania. Pojawia się sporo interesujących wątków, które nie zostają w żaden sposób rozwinięte. Być może Sam Levinson szykuje odpowiedzi na wszystkie pytania w kolejnym sezonie, który już jest potwierdzony. Niemniej jednak, mógłby trochę oszczędzić widza i rozwiać wątpliwości, chociażby kilku interesujących kwestii.  Fani “Euforii” są dość brutalnie torturowani przez Levinsona, dlatego nie każdemu odpowiada styl serialu. Produkcja dość mocno skupia się na części artystycznej serialu. Odpowiednio dobrana muzyka, o której zdążyłam już wspomnieć, stylowe kostiumy i duże skupienie na artystycznie utworzonej scenerii. Reżyser często większą wagę przykłada do wizualnego przekazu w produkcji. Sam Levinson jest skłonny poświęcić więcej czasu ekranowego, aby przedstawić artystyczną wizje wedle swoich upodobań niż odpowiednio wyjaśnić nierozwiązany wątek w serialu. Oglądając “Euforię” można poczuć, że niewyjaśnione kwestie to celowy zabieg. Widz powinien utożsamić się z bohaterem i sam dojść do pewnych wniosków. Być może właśnie dzięki temu serial cieszy się taką popularnością. Uwielbiamy być dręczeni zagadkami Sama Levinsona i dopisywać własne wersje losów bohaterów. 

“Euforia” z jednej strony jest kolejnym, jednym z wielu seriali o nastolatkach. Z drugiej, nieczęsto nastoletnie problemy są przedstawiane w taki sposób. Prawdopodobnie Levinson, jako pierwszy przedstawia młodzieńcze rozterki w takim tragizmie i komedii, bo jak wiemy serial to istny rollercoaster emocjonalny i czasem sami gubimy się w tym, co powinniśmy odczuwać w danej sytuacji. Intrygują nas postaci i ich problemy. Zazwyczaj podoba nam się film bądź serial, gdy znajdujemy bohatera, z którym możemy się w pewnym stopniu utożsamić. Z “Euforią” jest podobnie, chociaż czasem wiarygodność postaci balansuje na granicy absurdu, co skłania nas do refleksji, co do tego jak dana postać powinna być interpretowana. Przesadność w serialu wydaje się celowym zabiegiem. Reżyser realnie podkreśla tragizm bohatera i sprawia, że oglądając “Euforię” zalewamy się łzami. Z drugiej strony nadaje problemom bohaterów charakter humorystyczny, wprowadzając widza w zakłopotanie. Taka zależność jest szczególnie widoczna szczególnie w drugim sezonie. Nieważne jakie by te postacie nie były, my i tak je kochamy, nienawidzimy, bądź darzymy ambiwalentnymi uczuciami. Właśnie, dlatego uwielbiamy “Euforię”. 

Michaela Kunda