środa, 27 marca 2019

Sputnik nad Wrocławiem



Filmy rosyjskie bywają świetne. Wystarczy przypomnieć Nikitę Michałkowa (wspominam „Oczy czarne” z Marcello Mastroiannim albo choćby „Spalonych słońcem” – fenomenalny obraz, nagrodzony Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego), jego brata Andrieja Konczałowskiego (pamiętna „Syberiada”), Andrieja Zwiagincewa i jego „Lewiatana” oraz „Niemiłość”.

Kino rosyjskie jest niewątpliwie warte szczególnej uwagi. Do DCF-u nadciąga Sputnik – będzie można obejrzeć najlepsze tytuły 12. Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Polską”.

Pierwszy pokaz już w czwartek o godzinie 10 – organizatorzy zapraszają na wyprawa do cyrku. W programie projekcja „Lili” Antona Czyżykowa i Ilji Czyżykowa, akcja toczy się właśnie w objazdowym cyrku. Na ten film mogą się wybrać młodzi widzowie, bo jest adresowany do młodzieży.

W czwartkowy wieczór debiut Władimira Bitokova – „Głębokie rzeki”. Reżyser zabierze nas do kabardyjskiej wioski, czyli na północny Kaukaz, skąd pochodzi. „Głębokie rzeki” to pierwszy film w historii, w całości nakręcony w języku kabardyńskim, a jego twórca nie zatrudnił wielu profesjonalnych aktorów....

Od zawsze dobrze rozumiemy Rosjan. Może to wspólna „słowiańska dusza”, może wspólnota przeżyć? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Na pewno warto dowiedzieć się, jak Rosjanie radzą sobie z kontrastami postaw życiowych („Ambiwalencja”, reżyseria Anton Bilżo), porównać ujęcia fascynującej Syberii z „Syberiady” z pokazanymi w filmie „Dwoje” (reżyseria Timofiej Żałnin). Czy losy polskich i rosyjskich menadżerów są podobne? („Słonie mogą w piłkę grać”, reżyseria Michaił Segał). Współczesne rosyjskie realia: korupcja sądów, bezkarność mundurowych służb też są warte poznania („Podrzutki”, reżyseria Iwan T. Twierdowskij). Widzowie, którym nie jest obojętny los zwierząt, powinni wybrać się na „Serce świata” – reżyserka Natalia Mieszczaninowa opowiada o ośrodku szkoleniowym dla psów myśliwskich.


Małgorzata Matuszewska

Fot. materiały prasowe DCF

piątek, 22 marca 2019

Energia Wrocławia z Markiem Krajewskim



Jego pierwszy kryminał – „Śmierć w Breslau” – zachwycił mnie. Nie tylko zagadką kryminalną, ale Wrocławiem. Bo Marek Krajewski z pasją eksploruje Wrocław, ten stary (Breslau), miasto zagadkowe i pasjonujące. 

Potem były inne książki, autor odkrywał przed nami kryminalny Wrocław i Lwów. Kto raz się zaczytał w jego powieściach, zapewne przy nich został i czeka na nowości. A tych przecież nie brakuje. 

Niewątpliwie Marek Krajewski ma energię i to energię wrocławską. Znakomity pisarz zna Wrocław bardzo dobrze. I to nie tylko współczesne sobie miasto. Potrafi prowadzić po przedwojennych ścieżkach z pasją, budując napięcie i porywając czytelników. Pamiętam, że Herbert Anwaldt i Eberhard Mock – bohaterowie "Śmierci w Breslau" – otworzyli mi oczy na stare-nowe miasto, w którym przecież mieszkam. To również dzięki Krajewskiemu miasto pokazało mi swoją pełną zagadek stronę. 

Rąbek tajemnicy

Dobra lektura zwykle sprawia, że czytelnik interesuje się życiem prywatnym autora. Nie, wcale nie jego prywatnością! Zawsze ciekawi mnie, jakie tropy zaprowadziły autora do jego książek. Co czytał, co oglądał, co mu się podobało. Wiem, że Marek Krajewski lubi Raymonda Chandlera, ale na pewno nie tylko tego autora. 

DCF odsłania przed czytelnikami, ciekawskimi, jak ja, nową strefę. W cyklu „Energia Wrocławia” znani wrocławianie przedstawiają ważne dla nich filmy. Niedawno Konrad Imiela, aktor, reżyser, dyrektor Teatru Muzycznego Capitol, zaprosił widzów na spotkanie z filmem „Człowiek, który spadł na ziemię”. 

Zainteresowania Marka Krajewskiego, filologa klasycznego, językoznawcy, filozofa są warte poznania. Na pewno opowie, dlaczego na spotkanie z Państwem wybrał właśnie ten film. Czy Eberhard Mock miał swój pierwowzór w Paryżu?

Marek Krajewski poleca film: „36”

Byłabym zdumiona, gdyby pisarz wybrał np. komedię. Na razie nie zawiódł oczekiwań swoich fanów i pokaże nam klasyczny, sensacyjny film pt. „36”, zrealizowany przez mistrzów tego gatunku – Francuzów. Obraz wyreżyserował Olivier Marchal – zanim został reżyserem i scenarzystą, był policjantem, więc zna się na policyjnej robocie. To współczesny czarny kryminał, nominowany do francuskich Oscarów – Cezarów. W jednej z głównych ról wystąpił Daniel Auteuil, a zobaczenie tego wybitnego aktora na ekranie to zawsze jest niezwykła gratka. To on był Henrykiem z Nawarry w „Królowej Margot”, w „Dziewczynie na moście” zagrał cyrkowca, pamiętam jego znakomitą rolę w „Mojej ulubionej porze roku”, u boku Catherine Deneuve. Zawsze przykuwa uwagę widzów.

W „36” zagrał jednego z dowódców oddziałów antyterrorystycznych. Drugim jest Gerard Depardieu, którego niewątpliwie nikomu nie trzeba przedstawiać. 

Akcja filmu toczy się w Paryżu, gdzie na opancerzone furgonetki z pieniędzmi napada gang. Szef komendy głównej policji przy 36, Quai des Orfevres (Nabrzeże Jubilerów 36) wzywa do swojej siedziby dowódców dwóch oddziałów antyterrorystycznych. Panowie ze sobą rywalizują. Komendant stawia przed nimi sprawę jasno…

Warto też wspomnieć, że Marek Krajewski pracował kiedyś w firmie jubilerskiej. Może o tym też opowie swoim fanom?

Małgorzata Matuszewska

Fot. materiały prasowe DCF

piątek, 15 marca 2019

Bardzo bliskie ukraińskie kino




Ukraińców spotykam wszędzie, zaczynając już za progiem, na korytarzu mojego domu, w tramwaju, w autobusie, w centrum miasta i na obrzeżach. Coraz częściej zdarza się, że pytam o drogę przechodnia i odpowiada łamaną polszczyzną. Zdaje się, że co dziesiąty wrocławianin to Ukrainiec. Są blisko, oni i ich kultura. Warto poznać ich zwyczaje, tradycje, po prostu ich życie.

Pamiętam, kiedy gościli 11 czerwca 2016 roku na placu Uniwersyteckim, w czasie specjalnego dnia, zorganizowanego przez

Chrisa Baldwina, kuratora Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016. Pokazali wtedy świetnie swoją historię.

Bardzo lubię „Nowych” Kuby Tabisza. Na niedawny przegląd „Teatr na faktach” w Instytucie Grotowskiego wyreżyserował spektakl z młodymi Ukraińcami opowiadającymi o swoich wrocławskich losach. Majdan i polityka też pojawiają się w tych opowieściach (przy powstawaniu pierogów!), ale goście z Kijowa, Lwowa i Doniecka pokazują także nas. Tak, nas, bo interesująco dla zasiedziałych we Wrocławiu mieszkańców postrzegają nas i nasze problemy.

Warto walczyć o marzenia

DCF prezentuje najmłodsze kino ukraińskie. W sobotę o godzinie 20 – „Kiedy upadają drzewa” Marysi Nikitiuk, debiutantki. – Film ma dwie zalety: bardzo dobry scenariusz, bo jego autorką jest reżyserka, która w ojczyźnie zadebiutowała jako literatka, a ma wielki talent. Ta opowieść jest wielowątkowa, polifoniczna, autorka przeplata naturalizm z magicznym realizmem. Cenię film za warstwę wizualną i świetne zdjęcia Polaków: Michała Englerta i Mateusza Wichłacza – mówi Anna Ursulenko, adiunkt w Instytucie Filologii Słowiańskiej Uwr., kuratorka cyklu „Kino Ukraina”. I śmieje się, że z jej wyborów filmów do cyklu wynika, że współczesne ukraińskie kino jest mocno sfeminizowane. O czym opowiadają twórcy? – Oczywiście o wojnie, choć nie ma bardzo wiele filmów na jej temat, w gatunkowym kinie dominuje komedia. I każdy reżyser ma własny świat, do którego zaprasza widzów – tłumaczy Anna Ursulenko.

Marysia Nikitiuk akcje umieściła w wiosce, gdzie dziewczynka poznaje życie, obserwując romans nastoletniej kuzynki. Kiedy ukochany przestępca ucieka, kuzynka dziewczynki zostaje zmuszona do ślubu z innym. Obie przekonają się, czym jest walka o marzenia.

Ponoć krytycy mówią o filmie, że jest „świeżym powiewem ze Wschodu” i „prawdziwym odrodzeniem kina ukraińskiego. Scenariusz filmu zdobył Nagrodę ScripTeast im. Krzysztof Kieślowskiego! Film pokazany został już na Berlinale, w sekcji Panorama. To tam selekcjonerzy zapraszają odważne i niekonwencjonalne filmy.

Po pokazie będzie można porozmawiać z Tomaszem Sikorą – muzykiem zespołu Karbido, kompozytorem, założycielem niezależnej oficyny wydawniczej Hermetyczny Garaż. Gość świetnie zna się na ukraińskiej kulturze, jeździ tam i zna problemy Ukrainy. Współpracuje m.in. z Jurijem Andruchowyczem, pierwszym laureatem naszej wrocławskiej Nagrody Angelus dla autorów najlepszej środkowoeuropejskiej prozy. Organizuje Festiwal Twórczej Współpracy WROCloveUKRAINA.

– 10 lat temu właściwie nie było ukraińskiego kina – tłumaczy Sikora. – A przecież twórcy mają mnóstwo do powiedzenia i dziś już można organizować przeglądy. Zwiastunem nowości był film „Plemię” o niesłyszącym chłopaku, który musi znaleźć miejsce w internacie pełnym układów – zauważa.

Przekonajmy się, że kino ukraińskie jest interesujące.


Małgorzata Matuszewska

Fot. materiały prasowe DCF

poniedziałek, 11 marca 2019

Przemysław Wojcieszek zbiera pieniądze na ciąg dalszy serialu

W każdej sytuacji politycznej mogłaby być taka degrengolada. Choć Przemysław Wojcieszek, autor scenariusza i reżyser „Czarnych Pól” zapowiadał, że w sensacyjnej, czyli rozrywkowej konwencji pokaże Polskę pod władzami jednej politycznej opcji, jego historia jest uniwersalna. Mogłaby się zdarzyć zawsze i wszędzie.


W prowincjonalnym miasteczku rządzonym przez proboszcza, prawicowych polityków i skorumpowany biznes ginie lewicowy prawnik. W pierwszym, pilotowym odcinku spotykamy księdza (znakomity Paweł Palcat), w wyjątkowo trudnej sytuacji. Musi rozmawiać z nieprzekupnymi policjantami (równie dobry Albert Pyśk i Mateusz Krzyk w znaczącej roli). Ksiądz zna świetnie Czarne Pola, małe miasteczko żyjące w rytmie finansującego właściwie wszystko kombinatu. Policjanci są sami przeciwko wszystkim. Ksiądz ma podpowiedzieć im tropy, a czy są one prawdziwe, dowiemy się, oglądając następne odcinki, wszak to serial. Na razie ksiądz rzeczywiście podpowiedział policjantom tropy śledztwa, a nam tematy do refleksji. Choćby ten: „Kiedyś tu było tyle miłości. Co się z nią stało?”.

W ostatniej scenie wystąpiła Sylwia Boroń, ale jej obecność na ekranie tylko zapowiadała ciąg dalszy i pełniejszą rolę. A Wojcieszek napisał już dziesięć odcinków, w drugim, pod tytułem „Patriarcha”, wystąpi Wiesław Cichy.

W niedzielny (10 marca) wieczór DCF kipiał od emocji. 

To całkowicie niezależna produkcja, Wojcieszek zbiera na nią pieniądze w zbiórce crowdfundingowej

TU

Produkcja ma swoją widownię kinową. Na takie pokazy, jak ten w DCF, trzeba będzie polować, bo na telewizję serial chyba nie ma wielkich szans. A szkoda. Powinien być powszechnie dostępny, choćby z powodu wysmakowanej kreacji Pawła Palcata. Intrygują też zdjęcia Zofii Goraj, przyciąga uwagę muzyka Filipa Zawady.

Miłość do Polaków i do Polski

To, że Przemek Wojcieszek wciąż robi coś w Polsce, choć, by zarobić na swoją filmowo-teatralną pasję, mieszka i pracuje w Berlinie jako taksówkarz, jest ewenementem na niewiarygodną skalę. Powinien być osobą publiczną jako nasze sumienie, hołubionym przez władze, finansowanym z publicznych pieniędzy. 

Pokazuje przecież nas samych, to dzięki jego filmom możemy się zmieniać, stawać lepszymi. – Bardzo kocham Polskę, wydaje mi się, że coś się tu zmieniło od roku. Ludzie są zmęczeni wszystkim, szarzeją – mówił po pokazie reżyser.

Albert Pyśk (na zdj. poniżej, podobnie jak Paweł Palcat i Mateusz Krzyk – aktorzy legnickiego Teatru im. Modrzejewskiej) zdecydował się na rolę policjanta z ciekawości świata. – Często nie zgadzam się na spojrzenie Przemka na wiele spraw, ale chciałem skonfrontować nasze widzenie rzeczywistości. Dzięki temu serialowi rozumiem więcej mechanizmów rządzących współczesną Polską. Mój policjant wierzy, że policja w Polsce ma sens. Nawet lubi, gdy się na niego mówi „pies”, bo to znaczy, że jest wierny, a wierność jest dla niego ważna – opowiadał.


Na co dzień pracujemy w teatrze, który pokazuje przedstawienia o ważnych sprawach i ważnych sprawach zabiera głos. Tak jest także w tym serialu – podkreślił Paweł Palcat (na zdj. poniżej). 


I dodał: – Ksiądz kojarzy się z „grzybnią” wypełniającą miejsca między mieszkańcami Czarnych Pól. Wie wszystko o wzajemnych relacjach, jest „papierkiem lakmusowym” miasteczka. Nie wiem, czy jest idealistą, bo trudno o ocenę postaci po pierwszym odcinku. Ale na pewno jego ideą jest żarliwa wiara, nie w Kościół, ale w Boga.

Wiesław Cichy, dziś aktor Wrocławskiego Teatru Współczesnego, wcześniej Teatru Polskiego we Wrocławiu, znany także z legnickiej sceny, występujący w filmach i serialach, nagradzany, zagra w drugim odcinku. – Niezależna kultura ma bardzo ważną rolę do spełnienia – podkreślił. – Kiedy Wyspiański pokazywał „Wyzwolenie”, organizowane były gigantyczne demonstracje, bo bardzo dotkliwie opowiedział o Krakowie. My dotkliwie opowiadamy o ojczyźnie – stwierdził.

Wolna Polska miała być spełnieniem idealnego kraju, gdzie wszyscy żyją w harmonii, ale to się nie spełnia. I to jest tematem polskiej sztuki: dążymy do ideału, a on okazuje się utopią. Premier mówi o cudzie gospodarczym, na poziomie relacji społecznych jest katastrofa, a ludzie są apatyczni i nie próbują nic zmieniać – podsumował Wojcieszek.

Małgorzata Matuszewska

Zdjęcia: Kalina Cybulska i materiały prasowe filmu

piątek, 8 marca 2019

Serial z wrażliwości Przemka Wojcieszka



Uparty. Otwarty na nowości. Szukający dziury w całym, albo we fragmentach całości. Wrażliwy i bystry obserwator rzeczywistości. Trudny rozmówca. Fajny gość. Kulturalny, szanujący drugiego człowieka. Takich twórców nazywa się niepokornymi. Może kontakt z jego filmami nie jest łatwy, za to pozostają w pamięci i nie pozwalają na spokój. Przemek Wojcieszek. Takim go zapamiętałam z czasów, kiedy spotkaliśmy się ponad dwie dekady temu w redakcji „Gazety Wyborczej”. Przemek urósł od tego czasu, oczywiście. I to bardzo! Tworzy filmy, spektakle teatralne. I serial. Ale wyjątkowy, bo całkowicie niezależny.

Napisał scenariusz do „Poniedziałku” Witolda Adamka, zajmując się prowincją, szalejącym bezrobociem, odzyskiwaniem długów, marginesem społecznym. Właściwie zadebiutował jako reżyser filmu „Zabij ich wszystkich”. Scenariusz oparł na prawdziwych wydarzeniach, po śmierci kibica zabitego przez policjanta, w 1998 roku w Słupsku. „Nie chcę się nigdzie wyrywać” – mówi w tym filmie Ewa, którą zagrała świetnie Sylwia Juszczak, dziś bardzo znana aktorka. Zdjęcia powstały w jednym z wrocławskich mieszkań w pobliżu Dworca Głównego PKP. Może kiedyś będzie tam choć tabliczka upamiętniająca film i jego twórców?

Nie wyrywa się nigdzie, za to szarpie cudze dusze

Deklaracja „Nie chcę się nigdzie wyrywać” pasuje do Wojcieszka jak ulał. Pierwszy film nakręcił we Wrocławiu, tu (w Teatrze Muzycznym Capitol), przed dwoma laty, powstała „Strefa” według Adriana Hyrsza, w jego reżyserii, o współczesnym niewolnictwie w strefie ekonomicznej, a potem „Wk****one kobiety w leju po Polsce” (premiera była przed rokiem na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, a tytuł świetnie odpowiada fabule). 

Już dwa lata po czarno-białym „Zabij ich wszystkich” powstał film „Głośniej od bomb”. To w nim debiutowała Magdalena Schejbal, a główne role zagrali Rafał Maćkowiak i Sylwia Juszczak. Zagrali parę, która ma zupełnie odrębne plany na przyszłość. On chce żyć w swoim prowincjonalnym miasteczku i wierzy, że właśnie tu mu się uda. Ona musi wyjechać.

Z kolei premiera filmu „Jak całkowicie zniknąć” odbyła się podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty. Wstrząsający, bo zaskakujący – odkrywający wciąż młodzieńczo szczerą duszę reżysera. Wydawałoby się, że fabuła to „tylko” spotkanie dwóch dziewczyn w pasjonującym mieście, ale to coś więcej. Poza tym „więcej”, pokazany w okruchach widoków Berlin fascynuje i nas.

W „Berlin Diaries” aż gorąco jest od emocji. To szczególny film Przemysława Wojcieszka, bardzo, bardzo osobisty. Reżyser opowiada w nim o śmierci. Nie dość, że to trudny temat, to jeszcze opowiedziany w niełatwy sposób.

Od zawsze fascynują tytuły jego filmów, pochodzące z ulubionych piosenek, przyciągające uwagę. 

„Czarne Pola” projektem społecznym

Właściwie Przemysław Wojcieszek powinien robić od lat tzw. wielką karierę i pieniądze. Gdzieś za oceanem. Ale on uparcie wielkich pieniędzy nie robi, choć krok po kroku zdobywa nowe pola. Serial powstaje niezależnie, pieniądze na pilotowy odcinek były zbierane w ramach crowdfundingu na portalu Polakpotrafi.pl (teraz zbierane są pieniądze na drugi odcinek).

W sensacyjnej fabule występują aktorzy związani z Legnicą i Wrocławiem: Mateusz Krzyk, Albert Pyśk, Paweł Palcat, Sylwia Boroń. Akcja toczy się na prowincji, zagarniętej przez politykę. Twórcy wykorzystali konwencję serialu kryminalnego, by opowiedzieć o dzisiejszej Polsce.

Zapewne łatwo nie będzie. Ale na pewno warto przyjść w niedzielę do DCF-u na godzinę 20, na projekcję i rozmowę z reżyserem, którą poprowadzi Magdalena Piekarska.

Małgorzata Matuszewska

Fot. materiały prasowe DCF

środa, 6 marca 2019

Wojowniczki, mścicielki i wszystkie inne kobiety świętują



DCF zaprasza na świętowanie Dnia Kobiet pod hasłem „Wojowniczki i mścicielki”.

Hmm… myśląc „Dzień Kobiet” wspominam wszystkie dzielne osoby. Bo, choć w czasach peerelowskich kojarzył się zwykle z rajstopami i goździkami, ma swoją wspaniałą tradycję. Przecież 8 marca stał się Międzynarodowym Dniem Kobiet w 1910 roku, w czasie II Międzynarodowego Zjazdu Kobiet Socjalistek w Kopenhadze. Dwa lata wcześniej w Nowym Jorku strajkujące kobiety, które chciały mieć prawa wyborcze i lepsze warunki pracy, zginęły. Sto dwadzieścia dziewięć kobiet zginęło w pożarze, były zamknięte w fabryce przez jej właściciela.

Balance for Better

Tegoroczny Dzień Kobiet ma swoje hasło: Balance for Better. Możemy sprawiać, by świat był coraz bardziej zrównoważony, a płcie postrzegane bez stereotypów. To dzięki otwartości i kreatywności możemy zyskać więcej.

I przecież mamy co świętować! Mamy czynne i bierne prawa wyborcze, wśród nas są artystki, polityczki, naukowczynie, filozofki. Jesteśmy dzielne. Czy jesteśmy wojowniczkami? Niestety, codziennie musimy nimi być, choć tęsknimy za pokojem i odpoczynkiem.

Świetne aktorki

8 marca we wrocławskim DCF-ie na ekranach pojawią się silne osobowości. Idąc do kina, wybieramy się na otwartą wojnę z policją razem z Mildred Hayes w „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" i będziemy walczyć z traktującym przedmiotowo kobiety watażką wraz z Cesarzową Furiosą w „Mad Max: Na drodze gniewu”.

Wspomnianą Mildred Hayes w „Trzy billboardy...” Martina McDonagha zagrała Frances McDormand. W tym filmie jest zdeterminowaną matką, próbującą dowiedzieć się, kto zabił jej córkę. Prowokacyjny przekaz kieruje do szeryfa, w roli którego wystąpił Woody Harrelson. Oboje to aktorskie osobowości. Frances McDormand za tę wybitną kreację została przed rokiem nagrodzona statuetką Oscara. A pomyśleć, że ponoć czuła się za stara do roli…

Pierwszego Oscara dostała za rolę w „Fargo” braci Coen, zagrała wówczas policjantkę w ciąży. Choć popularne jest powiedzenie „ciąża nie choroba”, wszystkie wiemy, że praca w tym stanie nie należy do łatwych. A praca policjantki jest jeszcze trudniejsza, niż zwykle. Oscar dla McDormand nie jest jedynym dla twórców filmu, bo za drugoplanową rolę rasistowskiego policjanta dostał go Sam Rockwell. Projekcja zacznie się o godz. 18.15. Po „Billboardach” czas na „Mad Max: Na drodze gniewu” w reżyserii George’a Millera, z Charlize Theron w roli Cesarzowej Furiosy. To ona żyje w świecie opanowanym przez mężczyzn i pomaga słabszym od siebie.

Chęć pomagania słabszym od siebie i wcielanie tej chęci w życie jest jedną z najwspanialszych cech człowieka. Oby nie tylko kobiet. Czego sobie i Wam życzę, zapraszając do kina.

Małgorzata Matuszewska

Fot. materiały prasowe DCF

piątek, 1 marca 2019

Jacek Braciak w głównej roli - Magiel filmowy 3 marca



Kiedy myślę „Jacek Braciak”, myślę przede wszystkim o filmach Wojciecha Smarzowskiego. W „Róży” zagrał męża Amelii (Kinga Preis), w „Klerze” marzącego o watykańskiej wielkiej karierze księdza Leszka Lisowskiego, w „Wołyniu” zagrał ojca Zosi, głównej bohaterki. W „Drogówce” był Trybusem, starszym posterunkowym.

Filmy Wojciecha Smarzowskiego pozostają w pamięci na długo, niemal na zawsze. Razem z nimi ich bohaterowie, wszyscy z krwi i kości. Choć czasem się mylą, nic dziwnego, skoro traci się oddech, oglądając te straszne historie.

Jeśli ktoś pamięta film „Edi” sprzed siedemnastu lat, to pamięta też Jacka Braciaka. Piotr Trzaskalski obsadził go w roli Jureczka, życiowego rozbitka. Tę postać zagrał bez moralizowania, bez sentymentu, choć jednocześnie był dzieckiem, znajdującym prawdziwą radość życia tam, gdzie z trudem dostrzeglibyśmy cokolwiek. On znajdował cuda, a Trzaskalski dostrzegł w aktorze geniusza.

Braciak jest też aktorem serialowym, ma na koncie m.in. rolę przyjaciela Ludwika Boskiego w „Rodzince.pl”, był zabawnym mężem w patchworkowej rodzinie z „Ja to mam szczęście!”.

Na ekranach kin gości „Córka trenera”. Jacek Braciak zagrał tytułowego ojca w historii Łukasza Grzegorzka, a na „Prowincjonaliach” dostał Jańcia Wodnika za najlepszą rolę męską. I nic dziwnego, bo zagrał ojca, który za córkę oddałby wszystko, bez egzaltacji. „Braciak gra nieudacznika, który nie stracił godności. Ma tenis, ma córkę, ale chyba niewiele więcej. Oczami wyobraźni widzi Wiktorię w miejscu Radwańskiej, i wierzy, gorliwie wierzy, że marzenie się spełni (…). Ten wyjątkowy aktor po raz pierwszy otrzymał szansę na tak pełny, wewnętrznie skomplikowany portret. Wykorzystał każdą sekundę ekranowej obecności.” – napisał w recenzji filmu Łukasz Maciejewski, który poprowadzi Magiel Filmowy z Jackiem Braciakiem, w niedzielę o godzinie 19 w DCF-ie.

Jacek Braciak to bardzo wiele kreacji, wiele znakomitych. I własne zdanie, np. o „Green Book”, o którym dla gazeta.pl powiedział, że jest filmem naiwnym. Trzeba mieć odwagę, żeby to powiedzieć.

Małgorzata Matuszewska

Fot. Akson Dystrybucja

Szczegółowe informacje o Maglu Filmowym: