piątek, 5 czerwca 2020

Naszą rasą powinno być człowieczeństwo


Nikomu nie mogła umknąć informacja na temat niesprawiedliwej śmierci George’a Floyda w amerykańskim mieście Minneapolis, w stanie Minnesota. Dokonane przez białych policjantów morderstwo przelało szalę goryczy i doprowadziło do zamieszek i protestów na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Temat rasizmu jest nieodłącznie związany z historią USA, a amerykańska kinematografia uwielbia się z nim zderzać.

Jednym z najgłośniejszych filmów dotykających problemów rasizmu i ksenofobii jest „Kamerdyner” (2013) w reżyserii Lee Danielsa. Dwugodzinna opowieść jest łatwo przyswajalną lekcją 70 lat historii, tym bardziej, że została oparta na faktach i na rzeczywiście istniejącej postaci, Eugene’ie Allenie (w filmie nosi imię Cecil Gaines). Głównym filarem tej opowieści jest kariera bohatera jako kamerdynera, którego ostatnim miejscem pracy był Biały Dom. Służył w nim przez 8 kadencji różnych prezydentów, aż do elekcji Baracka Obamy – ostatecznego i symbolicznego triumfu wartości, o które zacięcie walczyła czarnoskóra mniejszość. Film Danielsa wiernie podąża za zmieniającymi się nurtami amerykańskiej polityki i poglądów względem rasy: od zabójstw Johna F. Kennedy’ego i Martina Luthera Kinga, przez działalność ruchów Czarnych Panter i Jeźdźców Wolności, po wojnę w Wietnamie i aferę Watergate. Cecil doświadcza konsekwencji tych wydarzeń na własnej skórze, zarówno jako osoba pracująca w Białym Domu, jak i głowa rodziny i amerykański obywatel. Film pięknie pokazuje, jak poszczególne pokolenia odmiennie widzą tzw. American Dream.

Innym głośnym filmem poruszającym temat wykluczenia ze względu na kolor skóry jest zdobywca Oscara – „Green Book” (2018) w reżyserii Petera Farelly’ego. Akcja obrazu rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych lat 60. – w czasach, gdy dyskryminacja i segregacja rasowa były na porządku dziennym. Jest to opowieść o wybitnym, czarnoskórym pianiście oraz nadekspresyjnym „amerykańskim Włochu”, który miał wozić i ochraniać muzyka podczas wielotygodniowego tournée po rasistowskim Południu USA. Na drogę otrzymują tytułową „zieloną książkę”, która jest po prostu spisem miejsc, gdzie Afroamerykanie mogą spać i się stołować. Podróż, jak w każdym filmie drogi, daje bohaterom szansę na lepsze poznanie i zmianę własnej perspektywy. Jest to opowieść nie tylko o rasizmie, tolerancji i wewnętrznej przemianie, ale również o odkrywaniu swojej tożsamości, odwadze i godności. Ponieważ „potrzeba odwagi, by zmieniać ludzkie serca”.

Włączony do programu festiwalu Millennium Docs Against Gravity w 2017 roku dokument „Nie jestem Twoim Murzynem” (2016) w reżyserii Raoula Pecka jest historią rasizmu w USA opowiedzianą poprzez morderstwa trzech najważniejszych aktywistów czarnoskórej mniejszości: Martina Luthera Kinga, Malcolma X i Medgara Eversa. Narracja prowadzona jest z perspektywy Jamesa Baldwina, a bazą dla filmu poruszającego kwestie rasizmu i istoty człowieczeństwa stało się nieukończone przez Baldwina świadectwo na temat tych trzech morderstw. Ten ponadczasowy film nie tylko obrazuje rzeczywistość ciężkich lat 60., ale również ukazuje przejawy skrajnego rasizmu i amerykańskiej („białej”) megalomanii w roku 2015. Dzisiaj można by do niego dodać absurdalny incydent z 25 maja 2020 roku, gdy 4 policjantów zabiło w miejscu publicznym George’a Floyda za rzekome użycie sfałszowanego banknotu 20-dolarowego.

W 1963 roku Martin Luther King wygłosił przemówienie, które przeszło do historii. Nakreślił w nim m.in. historię czarnych obywateli i różnice wynikające z istniejących uprzedzeń i segregacji rasowej. Przez całą swoją działalność w trudnych latach 60., wykazywał się optymizmem, wierzył, że da się tę niesprawiedliwą rzeczywistość zmienić, bo miał sen, że pewnego dnia czwórka jego dzieci nie będzie osądzana za kolor skóry, a za ich czyny i charakter. I jak to powiedział jego syn, Martin Luther King III na pogrzebie George’a Floyda – „mój tato byłby bardzo rozczarowany”.

Natalia Sobkowiak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz