piątek, 3 kwietnia 2020

Ponadczasowość "Małych kobietek"

Każdy z nas zna, choćby ze słyszenia, powieść Louisy May Alcott. Dzieło na tyle inspirujące, że na przestrzeni stu lat powstało aż osiem filmowych ekranizacji książki. Na początku 2020 roku ukazała się ostatnia ekranizacja autorstwa Grety Gerwig. Wolność i podążanie własną ścieżką to tylko niektóre z motywów pojawiających się w tej ponadczasowej historii.

To historia o dorastaniu dziewcząt, siostrzanej miłości, buncie przeciwko społecznym etykietkom i stereotypom wobec kobiet. Powieść wydana prawie 150 lat temu inspiruje kolejne pokolenia. Początkowo miała być przeznaczona dla dojrzewających panien, które mogłyby się niechcący zagubić wśród otaczających je oczekiwań. Ta książka dostarczała potrzebnych w tamtych czasach wzorców kobiet – nielicznych z powodu męskiej dominacji.

Krytyk literacki przełomu XIX i XX wieku Gilbert Keith Chesterton uważał, że Louisa May Alcott wyprzedzała swoją postawą czasy, w których żyła – abolicjonistka, wegetarianka, feministka, opowiadająca się za prawem kobiet do dobrej edukacji i własnego głosu. Sprzeciwiała się niewolnictwu i handlowi ludźmi. Pisząc „Małe kobietki” stanowczo odmawiała doprowadzenia każdej bohaterki przed ołtarz, jednakże wydawca postawił swoje warunki. Pragnął, by siostry March dawały dobry przykład czytającym powieść młodym dziewczętom (dobry przykład, czyli finał w ramionach mężczyzny z pierścionkiem na palcu). „Jestem zła każdego dnia mojego życia” – powiedziała Marmee March i chyba żadne inne zdanie nie może lepiej określić postawy pisarki względem ówczesnych realiów.

Dlaczego ta historia jest ponadczasowa? Każde pokolenie potrzebuje swojej Jo March – kobiety, która jest ambitną, niezależną, nieokiełznaną i pewną siebie feministką, która uważa, że małżeństwo to nie jest jedyna opcja. Alcott opisała życie prawdziwych ludzi, a czytelniczka mogła się utożsamiać z co najmniej jedną z bohaterek tej powieści. Cztery siostry, cztery różne charaktery, cztery upodobania artystyczne. Najstarsza, Meg, była dojrzała, towarzyska, tęskniła za dawnym dobrobytem rodziny, marzyła o zostaniu aktorką. Jo to uparta feministka-pisarka, która wolałaby być chłopcem, bo chłopcy mają łatwiej. Beth cechowała się wycofaniem, nieśmiałością i romantyczną duszą, której dawała upust podczas gry na pianinie. Najmłodsza, Amy to próżna i egocentryczna dziewczynka, która pragnęła zostać najlepszą malarką na świecie. W najnowszej ekranizacji osobiście utożsamiająca się z Jo Greta Gerwig, z każdej bohaterki robi pełnokrwistą postać, z którą bez trudu można się zidentyfikować.

„Małe kobietki” pełne są przemyśleń, z którymi kobiety z każdej generacji mogą się utożsamiać. „Kobiety mają umysły i dusze, tak samo jak serca. Mają ambicję i talenty, tak samo jak urodę”. Postać Jo March mówi w imieniu wszystkich pokoleń kobiet, a historia „Małych kobietek” z książki o dorastaniu dziewcząt stała się powieścią o wzlotach i upadkach ambitnych kobiet w niesprawiedliwym świecie. Różnice między marzeniami bohaterek nie oznaczają, że któreś z nich są mniej lub bardziej ważne (parafrazując słowa Meg March).

Mimo faktu, że powieść oraz jej ekranizacje są utrzymane w realiach XIX-wiecznych, pewne motywy nie zmieniły się do dziś. Choć coraz powszechniejszy jest feminizm (zdroworozsądkowy), wciąż kobiety zmagają się ze „szklanym sufitem”, oczekiwaniami wyjścia za mąż oraz wydania na świat potomstwa. Powieść Alcott jest ponadczasowa, ponieważ stereotyp kobiety oraz oczekiwania wobec niej w gruncie rzeczy się nie zmieniają, choć pozornie może się tak wydawać.

Natalia Sobkowiak

Fot. materiały reklamowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz