Zdjęcie: Netflix
Kurtyna w górę i otwórzmy oczy. Produkcja jest oparta na powieści młodzieżowej „Druga Szansa” autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk i została nakręcona przez Annę Jadowską („Ultraviolet”) oraz Adriana Panka („Kod genetyczny”). Według MediaBrigade, jednej z firm produkcyjnych związanych z projektem, „Otwórz oczy” jest pierwszym Netflix Original wyprodukowanym we Wrocławiu. Na ekranie zobaczymy przede wszystkim aktorów młodego pokolenia: Marię Wawreniuk i Ignacego Lissa. W serialu również występują: Marcin Czarnik, Wojciech Dolatowski, Zuza Galewicz, Sara Celler-Jezierska, Klaudia Koścista, Marta Nieradkiewicz i Michał Sikorski.
Widz zanurza się w mroczną opowieść o losach nastoletniej Julii (Maria Wawreniuk), która po tragicznym wypadku trafia do ośrodka Druga Szansa zajmującego się prekursorskimi metodami leczenia zaburzeń pamięci. Kiedy Julka zaczyna mieć dziwne majaki, które wydają jej się aż nazbyt realne, a granica pomiędzy snem a jawą powoli się zatraca, zastanawia się, czy miejsce, w którym się znajduje, może nazywać azylem. Zaczyna analizować, czy opiekunowie nie mają jakiegoś ukrytego motywu. Z czasem nasza bohaterka czuje się osaczona, co popycha ją do desperackiego poszukiwania prawdy.
Już od samego początku twórcy sugerują widzom szemrany spisek. Niby są harce, niby jest śmiech i beztroska. Jednak sam ośrodek, mimo że po remoncie, wygląda po prostu sterylnie, sztucznie, jak z tekstury ze snów. Nowoczesne klamki w starych, masywnych drzwiach nie są fancy i retro. Są podejrzane. Tak samo podejrzane jak muzyka oraz wszechobecne kruki, które podświadomie budują napięcie. Stresują nas inni pacjenci, którzy zachowują się w sposób dziwny, niebezpieczny i dla nas niezrozumiały, a wiadomo, że najbardziej obawiamy się tego, co jest nam obce.

Każdy, kto widział niejedną serię Netflixa, podczas seansu „Otwórz oczy” dostanie sporo déjà vu. Styl serwisu streamingowego, który najwyraźniej udziela się także twórcom międzynarodowych produkcji własnych, jest tu tak wyraźnie zastosowany, że wizualnie można by pomylić serial z wieloma innymi Netflix Originals, zwłaszcza pod względem oświetlenia. To, co podejrzewa się od początku, sprawdza się oczywiście pod koniec openingu, kiedy okazuje się, że tożsamość i historia Julii jest nieprawdziwa, że opiekunowie i lekarze niekoniecznie mają dobre plany wobec podopiecznych, a na dodatek dostajemy wgląd w złowrogie machinacje dr Zofii. Ale czym byłaby pełna przygód historia młodzieżowa Young Adult bez dorosłych, którzy są antagonistami? Tym, co przede wszystkim sprawia, że serial odnajduje się tytułach YA, jest gra aktorska młodej obsady i zabawna, ale jednocześnie sztampowa interakcja przedstawianych bohaterów. Między wszystkimi postaciami panuje równowaga. Każdy ma swój własny cel. Oczywiście w tym serialu mamy bohatera i antagonistę, a wszystkie inne postacie są tylko bonusem, aby wszystko było tak autentyczne, jak jest nam ukazane. Można mieć dziwne wrażenie, że niektóre postacie są trochę płytkie, ale w rzeczywistości czego by się spodziewać po bohaterach z co najmniej ciężką amnezją? Nie może też oczywiście zabraknąć obiektu miłosnego zainteresowania głównej bohaterki, którym okazuje się zbuntowany i tajemniczy Adam (Ignacy Liss).
Na szczęście jego postać spełnia ważniejszą funkcję w historii, jak i w życiu Julii. Chłopak motywuje dziewczynę, by ta kwestionowała wszystko i zrozumiała, jak łatwym celem do manipulacji są pacjenci: odcięci od świata, w skomputeryzowanym ośrodku, gdzie ściany mają uszy, bez pamięci i z dawkowanymi informacjami o swojej przeszłości. Julia jest głosem naszego pokolenia, które nie będzie siedzieć cicho i grzecznie podążać za odgórnymi i nie zawsze prawidłowymi nakazami. Będzie zadawać pytania, kwestionować, szukać własnej drogi, ewoluować. W przeciwieństwie do niej, Iza „bądź grzeczna, Tobie też to się opłaci” prezentuje podejście świadomej bierności, mimo wszechogarniającego zła, przyzwalając na nie w imię własnego bezpieczeństwa i wygody. Nie przeszkadza jej bycie kontrolowanym trybikiem w systemie.
Produkcja rozkręca się zbyt wolno jak na historię dla młodzieży. Może to zniechęcić potencjalnego widza już na początku, a jego dalsze zaangażowanie stanie pod znakiem zapytania. Zwłaszcza, że od początku wiadomo, iż w tym podejrzanym ośrodku coś jest nie do końca w porządku. Emocjonalny związek z bohaterami z placówki jest całościowo zbudowany prawidłowo, lecz to jest tylko sześć odcinków, gdzie te bardziej ekscytujące punkty fabuły thriller powinien drastycznie zwiększyć od drugiego odcinka najpóźniej, inaczej oczy mogą odwrócić się od ekranu. Z drugiej strony rozumiem, że produkcja ukazuje nam świat przedstawiony z perspektywy głównej bohaterki, która wymaga czasu, by wpuścić nas jako publiczność. Jednak kiedy już serial oferuje widzowi napięcie i punkt kulminacyjny, sprawia, że coraz ciężej jest się oderwać od ekranu, a zwroty akcji są naprawdę rzetelnie wprowadzone. Z dwojga złego zdecydowanie skłaniam się ku cierpliwemu eksplorowaniu historii aniżeli pośpieszaniu wątków po to, by faszerować i przekupywać widza wyłącznie emocjonującymi scenami akcji.
Druga Szansa, mimo głoszonej przez siebie postępowości i nowoczesnych metod, powiedzmy sobie szczerze, zmusza podopiecznych do jak najbardziej wnikliwego pogłębiania swego daru. Ośrodek, zgodnie ze swoją tożsamością, powinien wiedzieć, że czym innym jest motywowanie i zachęta, a jeszcze innym przymus i presja. Obserwujemy archaiczną metodę kija i marchewki: marchewką jest wizja wyjścia z ośrodka, a kijem zaś… tego oczywiście nie wiemy dokładnie, ale na pewno nic dobrego.

Jeśli chodzi o finał sezonu, to w pierwszej chwili można odczuć pozorne rozczarowanie, gdy okazuje się, że Julia budzi się w szpitalu. Dowiaduje się, że miała wypadek samochodowy i kilka ostatnich tygodni spędziła w śpiączce. W tym czasie jej umysł przebywał w Drugiej Szansie. Tutaj łatwo jest wrzucić wszystkie wydarzenia w klinice do klasycznej szufladki „to wszystko było snem”, ale to by było zbyt proste. Taki zabieg nie jest niesamowitym plot twistem. Jest to pójście na łatwiznę i wymierzenia policzka dla widza. Całe szczęście twórcy nie obrali tej drogi. Główną intrygą okazuje się Chance. Jest to program symulacyjny, w którym bogaci i zamożni kupowali talenty dla swoich dzieci. Dlatego dr Zofia konsekwentnie kładła nacisk na odkrywanie umiejętności oraz błyskawicznie aranżowała podopiecznym koncerty oraz występy. Za pomocą neuroprzekaźnika Zofia przekazywała talenty pacjentów dzieciom zamożnych rodziców, którzy te umiejętności kupili. W ramach programu talent Julii został przeniesiony na syna Piotra, Adama/Ksawerego. Dlaczego? Bo bogatych stać na kupowanie, a biedni są zawsze tymi, którzy są uciskani? To chyba najbardziej realistyczny motyw w całej serii. W końcu tak właśnie działają pieniądze i wpływy.

„Otwórz oczy” na koniec pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. Nie jest również jasne, czy mamy do czynienia z wypaczonymi snami połączonymi z rzeczywistością, alternatywnymi liniami czasu czy tylko jedną oszałamiającą podróżą z losową sekwencją snów. Maszyna w piwnicy i jej przeznaczenie są niewiarygodnie niejasne, a cała ta fabuła wydaje się na ten moment niedopracowana w pełnych 100%. Jednak optymistycznie czekam, aż twórcy nabiorą wiatru w żagle w kolejnym sezonie, jeśli takowy powstanie. Serial posiada potencjał, tym bardziej, że polski rynek filmowy czy serialowy nie ma szerokiego repertuaru dla nastoletniego widza. Pokazuje, że młodzi, przyszli filmowcy mogą tworzyć coś innego niż komedie romantyczne z Karolakiem czy kryminały z wytartymi tropami, które ciężko jest od siebie odróżnić. Dodatkowo miło będzie być kojarzonym za granicą z rzetelnie wykonaną produkcją YA, a nie tylko ekranizacjami erotyków.
Czy polecam ten serial? Nie pamiętam.
Milena Debrovner